Categories: Aktualności, Słowo na początek

Z wirtualu do realu

Memento na wakacje. Piękna pogoda sprawia, że coraz trudniej wysiedzieć przed ekranem oddzielającym nas od prawdziwego świata.

Od razu muszę uprzedzić wszystkich kibiców piłki nożnej, którzy w tym okresie roku nie interesują się niczym więcej, jak tylko Mistrzostwami Europy w piłce nożnej, a zwłaszcza sukcesami naszych reprezentantów, że w tytule nie chodzi mi o to, że jakiś piłkarz w letnim okienku transferowym przeniesie się z klubu „Wirtual Wólka Dolna” do Realu Madryt. Ja wiem, że Wam się teraz wszystko z piłką kojarzy, ale jednak chciałbym podzielić się trochę głębszą refleksją 😉 Chodzi mi mianowicie o to, że piękna pogoda za oknami sprawia, że coraz trudniej wysiedzieć przed ekranem (telewizora bądź komputera) oddzielającym nas od prawdziwego świata.

Zaraz, zaraz! Ktoś powie, że to właśnie dzięki tym ekranom mam łączność ze światem: mogę zobaczyć na bieżąco, jak dorasta niedawno urodzony synek mojej bratanicy, najmłodszy w rodzie Filip, mogę porozmawiać ze znajomymi pracującymi w Irlandii, z przyjaciółmi w Japonii, dowiedzieć się, co się dzieje na drugim końcu świata, przeczytać na kolorowych paskach u dołu ekranu o najważniejszych tragediach danej chwili, poznać aktualny kurs franka (jasna cholera, ten kredyt!), po prostu być w łączności ze światem. No tak. Tak właśnie miało to wyglądać, albo przynajmniej nam się wydawało, że tak miało być. Jednak okazało się, że to co miało człowiekowi służyć, stało się systemem, któremu człowiek służy (przy okazji czyniąc miliarderami właścicieli tegoż systemu, o więcej informacji proszę zapytać choćby Marka Zuckerberga, właściciela Facebooka)).

Ale, jak wspomniałem, jest radosna nowina: (oprócz Mistrzostw Europy w piłce nożnej 😉 nadeszło lato, czas wyściubić nos na zewnątrz. Czas odłączyć się od świata wirtualnego, a podłączyć do realnego.

Oto kilka propozycji zmian dla szczególnie uzależnionych. Zamiast godzin spędzanych na Snapczacie, Tweeterze, Instagramie czy Facebooku (czytelnicy po czterdziestce, nie denerwujcie się, to nie przekleństwa, to takie „miejsca” gdzie wasze dzieci i wnuki spędzają czas 😉 proponuję ponowne odkrycie przyjemności spotkania z przyjaciółmi z krwi i kości. Może to się okazać doświadczeniem wstrząsającym, kiedy się skonstatuje, że człowiek, który nie może posłużyć się cytatem, piosenką, zdjęciem czy durnym rysunkiem w ogóle nie jest w stanie wyrazić siebie. Ale może też wydarzyć się coś dokładnie odwrotnego: możemy znowu odkryć, jaki piękny jest człowiek, kiedy wyraża siebie bez pomocy postmodernistycznej papki. Kiedy mówi swoimi słowami, uśmiecha się, ma głębokie oczy i jeszcze może cię normalnie przytulić, a nie tylko przesłać śmiesznego niedźwiadka machającego śmiesznymi łapkami.

Dalej. Są książki, taki relikt ery Gutenberga, który wciąga jak komputer czy telewizja, ale ma dużo lepszy zapach i można zaginać rogi, żeby zaznaczyć jak daleko zaszliśmy (w sumie to niezbyt kulturalne, ale takie swojskie!). Można leżeć na brzuchu na trawniku i machając uniesionymi stopami, zagłębiać się bez pamięci. Jakiś robal chodzi ci po ramieniu? Ano, to jest real i lepszy robal niż wirus.

No i jeszcze dalej. Te słowa kieruję głównie do tych, którzy nie za bardzo rozumieli te dziwne słowa wyżej wymienione, ponieważ nie „załapali się” na wioskę globalną internetu, ale pozostali w erze telewizyjnej. Stamtąd czerpią rozrywkę, wiadomości, propagandę, telewizja jest najczęściej obecnym towarzyszem codzienności, pojawia się po obudzeniu, a nieraz my już zasypiamy, a telewizja nie. Chyba, że ma taki samowyłącznik. A więc do fanów, czy też skazanych na telewizję mam takie propozycje: zamiast 498 odcinka „B jak banał”, 84 edycji „Tańca z błaznami” czy wielkiego finału „Masz pecha do jurorów” (jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych audycji emitowanych przez nasze telewizornie jest absolutnie zamierzone, choć mogę być nieco zacofany, bo telewizji nie oglądam i dzisiaj królują być może zupełnie inne programy, no nie wiem, będę strzelał: konkurs na znalezienie jedynego miejsca na ciele bez tatuaży? albo „Idź do doktora zrobi z ciebie potwora” to o operacjach plastycznych…. Jak takich jeszcze nie ma, to na pewno wkrótce będą) można wybrać się na spacer. Nie, nie ja naprawdę nie żartuję. Można wyjść do lasu czy na boisko i po prostu przejść się bez żadnego celu i bez pośpiechu. Popatrzeć na ludzi, na bawiące się dzieci, na ptaki. To są dopiero tańce! Dać jakiegoś grosika proszącemu i jeszcze się do niego uśmiechnąć. „Masz serce!” – może ci powie biedaczek, zanim pójdzie do sklepu po… Bóg jeden wie po co, ale pewnie mu to potrzebne.

Spacerując możesz też wstąpić do kościoła. Tak, tak, w tygodniu też można wstąpić do kościoła. A u nas w Liskowie to w ogóle jesteśmy szczęściarzami, bo mamy Namiot Spotkania i tam Pan Jezus non stop na nas czeka. Posiedzieć chwilę z Jezusem Eucharystycznym, pogapić się na Niego, jak św. Jan Marai Vianney, który pytany, co on tam mówi Panu Jezusowi, kiedy siedzi tyle godzin przed Najświętszym Sakramentem, odpowiadał, że nic „tak się gapimy na siebie nawzajem”… A może będziesz miał szczęście i jak przyjdziesz do kościoła to trafisz akurat na Mszę Świętą. Nieraz szczęściu trzeba pomagać (pamiętam jak byłem zakochany w takiej jednej, to zawsze wiedziałem, o której kończy lekcje i tak niby przypadkiem na nią wpadałem na mieście), więc powiem Ci, że Msze w tygodniu mamy zawsze o 18.00. Możesz wpaść… I wtedy zobaczysz Miłość przez duże M.

Wasz proboszcz i brat