Categories: Aktualności, Galerie, Wydarzenie

Pielgrzymka do Fatimy – dzień dziesiąty – Montserrat

To już trzecie, po Lourdes i Fatimie, ważne sanktuarium maryjne na naszym szlaku, szczególnie ważne dla mieszkańców Katalonii. Montserrat.

Najpierw kilka słów o tym miejscu i czczonej tam figurce Matki Bożej.

 

To sanktuarium może kojarzyć się nam z Jasną Górą, bo i tu króluje Czarna Madonna. Jej figura znajduje się na Górze Montserrat, stąd właśnie taka nazwa sanktuarium. Podobno mieszkańcy Katalonii starają się być i modlić się w tym miejscu raz w roku, a nowożeńcy rozpocząć tu podróż poślubną. To dla nich duchowa stolica tego regionu, położona wśród wapiennych skał. Kopia tej figurki znajduje się na słynnym stadionie Camp Nou, a jeśli drużyna ze stolicy Katalonii kupuje np. nowy autokar, to najpierw jedzie on do Montserrat gdzie następuje jego poświęcenie. 

Nazwa Montserrat pochodzi od katalońskich wyrazów „mont” (góra) i „serrat” (przepiłowany). Zresztą widoki, które można tu podziwiać potwierdzają grę tych słów. Królują tu wapienne skały jakby poszarpane przez wiatry. Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą już z IX wieku. Klasztor benedyktynów w Montserrat powstał w 1025 roku i stał się symbolem tożsamości narodowej Katalończyków. Ale dla pątników najważniejsza była i jest Czarna Madonna nazywana „La Morenita” (Czarnulka).  Montserrat znane jest z tego, że właśnie tu modlił się m. in. św. Ignacy z Loyoli, jezuita od „Ćwiczeń Ignacjańskich”. O tym miejscu pisali m. in. Wolfgang Goethe i Fryderyk Schiller. A Ryszard Wagner wykorzystał to w swoich operach. Natomiast Krzysztof Kolumb nazwał Montserrat jedną z wysp na Karaibach, by upamiętniać masyw i klasztor w Katalonii.

Wracając do cudownej figury Maryi z Jezusem. Przypomina ona obraz Madonny z Jasnej Góry. Obie mają ciemne twarze i podobno są dziełem św. Łukasza Ewangelisty. Według legendy po ukrzyżowaniu Jezusa mieszkańcy Katalonii wysłali do Palestyny delegację, która miała chronić Maryję. Natomiast Matka Boża postanowiła, że wyśle do Katalonii jednego z apostołów. Przed wyjazdem św. Piotr zabrał figurę Matki Bożej wyrzeźbioną przez św. Łukasza. W 718 roku w czasie najazdu muzułmanów zdecydowano się na ukrycie figury Maryi w górach Montserrat i w tym momencie ślad po niej zaginął. Kiedy wreszcie ją odnaleziono biskup chciał przenieść ją do klasztoru w Manresie, bezskutecznie. Figura zrobiła się tak ciężka, że nie udało jej się przenieść.
Według badań figura Matki Bożej pochodzi z końca XII wieku i wykonana została z drewna topoli. Ma prawie metr wysokości. Patrząc na nią widzimy Maryję siedzącą na tronie z Jezusem na kolanach, która trzyma w ręku kulę ziemską. To znak jej miłości do całego świata. Natomiast Syn Boży trzyma w ręce symbol przypominający o życiu wiecznym. Co do koloru twarzy Maryi i Jezusa, wiadomo, że sczerniały one od dymu zapalanych świec, stąd lud nazwał ją Czarną Madonną. Są też tacy, którzy podają jeszcze inną wersję. Twarz ma być ciemna, bo jest pomalowana na taki właśnie kolor.
W 1881 roku papież Leon XIII ogłosił Matkę Bożą z Montserrat patronką diecezji katalońskich. Ojciec Święty nadał też klasztornej świątyni z figurą Czarnej Madonny tytuł bazyliki mniejszej.

Warto wiedzieć, że z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej opublikowana została drukiem „Rozmowa Czarnych Madonn, polskiej i katalońskiej”. Wydawcą poematu był Polski Konsulat Generalny w Barcelonie oraz Fundacja Carlesa Pi i Sunyera. Powstał on we wrześniu 1939 roku w Londynie. Został napisany przez katalońskiego poetę i polityka Carlesa Pi i Sunyera. Ma formę dialogu miedzy Matką Boską z Montserrat i Częstochowską. Utwór ten jest świadectwem, aktem zaufania w Bożą Opatrzność i wyrazem wiary w odwrócenie tragicznego losu, jaki stał się udziałem Polski i Katalonii.

My mieliśmy dzisiaj sporo szczęścia. Po pierwsze dlatego, że prognozy były absolutnie negatywne. Rzeczywiście kiedy zajechaliśmy na górę, musieliśmy się przebić przez mgłę i ciągle straszył nasz deszcz. Jednakże wszystko przebiegło w sposób niemal perfekcyjny. Co ciekawe, Mszę sprawowaliśmy w kaplicy, która znajduje się za plecami wystawionej tam cudownej figurki Matki Bożej. Dosłownie. Podczas Mszy widzieliśmy Jej plecy. To tak, jakby Maryja schowała nas za sobą…. I tak się właśnie czuliśmy: schowani za plecami Maryi. W Montserrat działa również 50-osobowy chłopięcy chór gregoriański, jeden z najstarszych w Europie, zwany Escolania de Montserrat i mieliśmy okazję usłyszeć dwie pieśni w ich wykonaniu. Mało tego: okazało się, że właśnie odbywa się również tutaj festiwal kościelnej muzyki chóralnej i kto chciał mógł zatrzymać się dłużej w przepięknej bazylice i wysłuchać kolejnych naprawdę wartościowych ekshibicji chórów z Puerto Rico, Islandii i Urugwaju.

Po wizycie u „Czarnulki” pojechaliśmy prosto do Llorente de Mar, gdzie będziemy nocować przez kolejne dwie noce. Po przyjeździe około godz. 17.00 wspólnie udaliśmy się nad morze, wszak to Costa Brava… Ale tylko duchowieństwo w 100% skorzystało z morskiej kąpieli. Pozostałe grupy ledwo zamoczyły stopy… 😉

Jutro BARCELONA! Ale prognozy pogodowe nie są najlepsze… Zobaczymy!